Opowiadanie Mabbika
Młody Płód ślizgał się po nieodśnieżonej ulicy. Była noc, lecz nie taka ciemna. Gdzieniegdzie
nad jego głową były widoczne świecące się dekoracje bożonarodzeniowe.
Jack, bo tak się nazywał owy Płód, zmierzał ku swojemu ulubionemu barowi. Miał się tam
spotkać z przyjaciółmi.
Nagle kątem oka Płód dostrzegł jakiś ruch. Ktoś jest na dachu – pomyślał.
Jack rozejrzał się, aż zatrzymał wzrok na wielkim kontenerze na plastik oraz małym murku. Postanowił,
że zobaczy kto czai się na dachu niewielkiego domku jednorodzinnego.
Wspiął się szybko, zważając, aby nie wyrżnąć na topniejącym śniegu. Ostrożnie stawiał kroki na
zamarzniętych dachówkach. Z jego ust wydobywało się kilka przekleństw, kiedy runął na twarz, ale szedł
dalej.
Kierowała nim wielka ciekawość. Opłaciło się nie zawracać! Przed sobą ujrzał kilka kształtów.
Wyglądem przypominali ludzi. To dzieci! - pomyślał przestraszony Płód.
Jack myślał gorączkowo. Nie wiedział: co jakieś dzieciaki robią na dachu?! Może chcą się
zabić? Błagam, nie...
Coś bardzo mocnego i trwałego uderzyło go w tył głowy. Młody Płód obrócił się wokół własnej
osi i padł nieprzytomny na ziemię.
Obudził się siedząc na krześle z przywiązanymi sznurem rękami oraz nogami do krzesła. Czuł
ogromne pulsowanie w miejscu, w które go uderzono. Kiedy pierwsze otępienie ustało uświadomił sobie
jednak, że siedzi w średniej wielkości pomieszczeniu.
W pokoju było ciemno, tylko jedna żarówka przywiązana do sufitu, punktualnie nad nim,
oświetlała pokój. Cisza. Jack nic nie słyszał. Chyba jestem sam, co ja tu robię do...
Płód nie zdążył dokończyć myśli, ponieważ do sali wpadł słaby strumień światła wychodzący
przez otwarte drzwi. I wtem wszystko sobie przypomniał. Pamiętał, że miał się spotkać ze znajomymi,
swoją ciekawość, przerażenie, które go ogarnęło gdy zobaczył dzieci na dachu..
- Witam pana! - do uszu Płoda dobiegł tubalny głos, dobiegający z krzesła naprzeciwko niego.
-D-z-i-e-ń D-o-b-r-y - wyjąkał chłopak patrząc na osobę przed nim.
Nie było to dziecko. Nie był to dorosły. To elf!!! - Jack był tak zdenerwowany, iż mało nie
przewrócił krzesła, na którym siedział.
Elf wyciągnął spod siedzenia folder kartek, wziął ołóweczek i wwiercił swe zimne, bezduszne
oczy w więźnia.
- No, nie wiem czy taki dobry. Przejdźmy do rzeczy - rzekł elf. - Jestem Charlie. Powiedz mi, co robiłeś w
nocy na dachu.
- Eee... Zauważyłem jakiś ruch... i tam wlazłem – odrzekł Jack nie bardzo wiedząc jak to ująć.
- Nie wierzymy ci! - krzyknęła dziewczyna-elf stojąca w drzwiach.
Płód tak bardzo się spocił, że mógłby napełnić cztery wiadra.
- Spokojnie Jenny. Bądźmy cierpliwi. Jeśli nie uda nam się wyciągnąć prawdy, to po prostu wyczyścimy
mu pamięć i...
- Co??? - przerwał Jack mając coraz bardziej zaschnięte usta.
Jenny zmroziła go wzrokiem i Płód ponownie dostał w głowę.
Zanim jego górna część ciała opadła, można było usłyszeć ciche: Auu...
I znów Jack zbudził się, lecz nie był sam. Otaczała go co najmniej setka elfów! Zdumienie
zawładnęło jeńcem, jak zorientował się, iż nie jest przykuty do krzesła, tylko prowadzą, a w zasadzie to
wleką go bardzo silni ochroniarze-elfowie.
-Szefie, nie zdołaliśmy nic z niego wyciągnąć. Podsłuchał moją rozmowę z Charliem –
oznajmiła dziewczyna, którą Płód miał zaszczyt już poznać.
Zza tłumu wychylił się wyrośnięty, a raczej zmutowany elf. Był wzrostu dorosłego człowieka,
miał szczupłą posturę i wyglądał na 60-latka.
- Dobrze, już dobrze – uśmiechnął się mutant. - Jestem Dennis. Powiesz mi, co robiłeś na
dachu budynku, na którym przebywali moi elfowie?
- Już mówiłem... psze pana... Oglądałem sobie dekoracje na lampach i zauważyłem ruch na krańcu
dachu, więc tam wszedłem.
- Na pewno?
- No tak...
- Przepraszam cię, ale musimy sprawdzić czy mówisz zgodnie z prawdą. Jeśli nic nie zrobiłeś nie masz
się czego obawiać. Przynieście tu wykrywacz kłamstw! - wrzasnął ostatnie zdanie Dennis, a elfowie
pobiegli po urządzenie.
Machina była dość sporych rozmiarów, nie była nudna, ubarwiona była w świąteczne kolory i
miała na sobie kilka dekoracji.
- Siadaj – zachęcił go gestem elf Charlie.
Płód nie miał zamiaru się sprzeciwić. Usiadł najwygodniej jak potrafił i spróbował się odprężyć, choć to
nie było takie łatwe. Przyczepili mu do ręki niby-ciśnieniomierz i otworzyli teczkę, w której był wykres.
- Gotowe! Odpowiedz na pytanie: Czy szpiegowałeś elfów na dachu?
- Nie.
- Czy dla kogoś pracujesz?
- Dla pana Hucka w M Donaldzie.
- Widziałeś kiedyś czerwonego ducha-elfa?
- Nigdy.
-Wierzysz w Świętego Mikołaja?
- Możliwe.
- Dobrze, dziękujemy za wywiad. Możesz wstać.
Płód wstał niepewnie i spojrzał na wykres. Kiedyś rozmawiał z policjantem spotkanym na ulicy,
który opowiedział mu jak działa Te cudeńko.
Okazało się, że Jack mówił prawdę, ale zamiast znów walnąć go w banię, poszedł z elfami do jakiegoś
dziwnego miejsca i usiadł na czerwono-białym krześle i czekał. Małe ludziki zostawiły go całkiem
samego. Może to najlepsza okazja, żeby uciec? - myślał.
Otworzyły się żelazne drzwi i tym razem chłopak spadł z krzesła.
- Ho, ho, ho! Witaj Jack, dużo o tobie słyszałem – powiedział Mikołaj głębokim głosem. - Dziękuję ci za
mówienie prawdy.
- D-dzień dobry panu...
- Wiesz dlaczego cie przesłuchiwali? - nie czekając na odpowiedź święty kontynuował – Ostatnio dzieją
się dziwne rzeczy. Pewien elf sprawiał problemy, więc mój przyjaciel Dennis musiał go wyrzucić, a to
było bardzo smutne. Od tego się zaczęło. Później nawiedzał nas jego duch i przeszkadzał w pracy.
Teraz czerwony duch-elf chce, żeby wszyscy na świecie przestali wierzyć we mnie i chce pozbawić mnie
pracy.
- Ale dzieci mu nie wierzą, tak?
- Zależy od tego co im opowie. On rozsiewa różne plotki, w które śmiertelnicy łatwo mogą uwierzyć.
- To dlaczego ten zdrajca to robi? Przecież wcześniej też był elfem.
- Zemsta, to jedna z najgorszych rzeczy, które niszczą w ludzi dobro. Pewnie nie spodobało mu się, że
go wyrzucili go z pracy – Mikołaj zrobił skruszoną minę i zmienił temat. - Nie przyszedłem tu, aby się
rozczulać. Jestem tu po to, by cię nagrodzić.
- Mnie? - zapytał Płód z niedowierzaniem.
- Owszem, ciebie. Proszę weź, to na pamiątkę – rzekł Święty Mikołaj podając Jackowi jedną bombkę z
choinki, na której było napisane: Believe, czyli uwierz.
Bohatera odwieźli saniami i okazało się, iż już świta, więc wrzucili go przez komin jego domu.
Tak oto skończyła się owa historia przyjaciela Mikołaja i pewnej elfki – Płoda Jacka
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz